Od lat dla mnie to punkt obowiązkowy w planowaniu kalendarza. W sumie nie wyobrażam sobie pracy we wnętrzach, bez odwiedzania M&O chociaż raz w roku. Przecież żaden katalog, czy strona internetowa nie da nam tego, czym jest osobiste zobaczenie, dotknięcie, sprawdzenie działania, czy w przypadku mebli miękkich zwyczajnie posiedzenie na nich.
M&O to bezapelacyjnie wyjątkowe wydarzenie wnętrzarskie na skalę Europy. Skupia wszelkie liczące się marki, od twórców z najwyższej półki, często nierealnej dla większości z nas finansowo, przez producentów i marki ze średniego pułapu, a także małe manufaktury oraz młodych projektantów.
Tu dochodzimy do skali tej imprezy. To jest ogromna przestrzeń kilku gigantycznych hal. Na każdej z nich po kilkadziesiąt stoisk, co daje nam kilometry, a nawet dziesiątki kilometrów do przejścia. Pamiętajmy, że targi trwają 5 dni, ale wiele osób ze względu na koszty, czy po prostu czas, który może przeznaczyć na taki wyjazd, zwiedza je krócej.
Po wszelkich kontrolach bezpieczeństwa, jakie mamy teraz w Paryżu, kolejce do szatni i sprawdzeniu badga wchodzimy na teren hal i wiemy, że będzie cudownie. W tym roku była ze mną żona, to były jej pierwsze paryskie targi.
Znając z okresu budowy stoisk, ich układ oraz wygląd, wprowadziłem ją wejściem na halę 3cią. Mocne uderzenie od samego początku Eichholtz, Grange, Jonathan Adler, a dalej Mis en Demeure. I właśnie zobaczyła więcej niż we wszystkich warszawskich butikach wnętrzarskich razem, a przeszliśmy może 50 m :)
To, że bolą nogi (mało powiedziane) to powie każdy, kto zwiedzał targi, ale jest jeszcze taki przyjemny zawrót głowy, który temu zwiedzaniu towarzyszy. Obrazy, które przyjmuje nasza głowa, w jakiś sposób je obrabia i magazynuje. Tu przez kolejne kilka godzin natrafiamy na same cudowne kadry. Nie będę wymieniał firm ani szczegółowo ich opisywał, to znajdziecie na stronie targów. Natomiast od siebie powiem, że dla nas to najprzyjemniejsza forma przejścia ukrytego półmaratonu (albo i całego), jaką można sobie wyobrazić. Jeżeli dodacie do tego prowadzenie notatek, rozmowy z przedstawicielami firm, testy i oglądanie produktów, to daje kawał ciężkiej, ale satysfakcjonującej roboty.
Wiem, że są opinie, iż nie zawsze zmiany w kolekcjach są spektakularne, że spora część oferty się powtarza. Przyznam, iż nie oczekuję tego, nikt nie jest wstanie zmieniać oferty o 100% co 6 miesięcy. Przecież trud projektowy i targowy musi się zwrócić w postaci sprzedanych egzemplarzy mebli, czy dodatków. Jednak nigdy nie powtarza się stylizacja, czy dobór wiodących kolorów.
M&O na pewno niezależnie od stylu jaki preferujecie warte jest odwiedzenia. Na koniec, jeśli starczy sił, warto zajrzeć na halę 7 z nowościami w designie. Można tam zobaczyć prawdziwe perełki, ale o cenę lepiej nie pytać ;)
Podsumowując, dla mnie te kilka dni w Paryżu to najprzyjemniejsze chwile roku.
P.S. Przepraszam za jakość zdjęć, ale Nikon nie wrócił niestety z nami do kraju :( Przepadł gdzieś na hali 5 w trzecim dniu targów...
Zdjęcia wykorzystane we wpisie są naszego autorstwa i wraz z publikowanymi tekstami są chronione prawami autorskimi.